środa, 7 września 2016

Pourlopowych wakacji ciąg dalszy

Po powrocie z urlopu zawsze jest ciężko. Szczególnie ciężko, kiedy się ma super wspomnienia i chciałoby się więcej i intensywniej. Od samego powrotu z Krety powtarzamy sobie, po pierwsze, że musimy tam wrócić, a po drugie, że koniecznie na dłużej. Pięknie uporządkowaliśmy sobie wspomnienia, co poniektórzy wyleczyli poparzenia słoneczne (ja tu występowałam aż w roli pielęgniarki) i nagle okazało się, że trzeba wracać do pracy. 

Brzeg Wisły w Tyńcu - nasze nowo odkryte miejsce

Nawet, jak się ceni wykonywany zawód i uważa swoją pracę za wielce pożyteczną, nie jest łatwo. Rozleniwiony człowiek znów musi się przyzwyczaić do dyscypliny i bycia wielozadaniowym. Zaraz po moim powrocie mieliśmy też zaszczyt być w centrum Światowych Dni Młodzieży. Kobiecy super-zespół. Przygotowane na armagedon, niemożność dojechania do pracy, korki, najazd cudzoziemców i inne kataklizmy dzielnie dyżurowałyśmy na naszym małym placu boju. Gotowe do pomocy, z opanowanymi podstawowymi zwrotami opisującymi najczęstsze dolegliwości pielgrzyma, czekałyśmy na tą falę cierpiących ludzi. Nie doczekałyśmy się. Krakowianie wyjechali, a obcokrajowcy chyba byli idealnie zaopatrzeni w bandaże i lekarstwa pierwszej potrzeby. Dla ogółu ludzkości to świetnie, dla nas był to chyba najnudniejszy tydzień w karierze zawodowej. W każdym razie ciekawe doświadczenie socjologiczne. Właściwie brak doświadczeń międzykulturowych, no może jedno. Ale docenić należy starania.

Piwko na balkonie zawsze wejdzie
Kryjówka w macie do ćwiczeń
Sierpień mijał szybko, między obowiązkami i przyjemnościami. Trochę było nawet opalania, kilka wycieczek nad Wisłę do Tyńca, kilka spontanicznych randek w świetle księżyca po mieście.
Trochę poszalałam z doniczkowymi kwiatkami na balkon. Mam tam teraz przytulniej, no i mój żółwik ma przyjemniejsze miejsce do wygrzewania się całymi dniami. Majek każdą nową doniczkę obwąchiwał, a potem, po akceptacji, chętnie się przeciska między nimi. Bo zawsze jest fajnie, jak coś się dzieje. Po co chodzić prosto po równym, wygodnym terenie, kiedy można sobie utrudniać życie i przesuwać kwiatki. Taka zabawa. Taki jest mój szalony żółw. Chowa się też pod matę do ćwiczeń. To pewnie dla niego jakiś substytut nory, bezpiecznego schronienia.
Jako że mamy lato, Majka jest teraz wszędzie pełno. Rano budzi się wcześnie a potem spaceruje po mieszkaniu albo po balkonie. Zależy, w jakim stopniu jest już danego dnia wygrzany.  Nawet koło wiszącego materiału nie przechodzi obojętnie, zaczepialski gad.
Ostatnio sprawiłam sobie kuferek na biżuterię - świetnie było sobie w końcu posegregować bibelotki, ale nie uszło to uwadze mojego małego, zielonego przyjaciela. Na szczęście Majek jest już na tyle duży, że się nie zmieścił do środka, ale widać było, że jest ciekawość. Nic nie ujdzie uwadze.
Które kolczyki będą pasowały do oliwkowej zieleni...?


Mam teraz jeszcze taki jeden, wolny tydzień i porządkuję sobie różne rzeczy. A to robię spacer po lesie, a to pieczone ziemniaki na ognisku pod miastem, a to załatwiam
Wybieramy biżuterię na wieczór
zaległości w wizytach - od lekarza po fryzjera. Dobrze jest mieć taki czas, żeby poczuć jeszcze ostatek słońca przed sezonem jesiennym. Dbam o ilość treningów na siłowni tak, żebym była z siebie zadowolona. Dokładanie ćwiczeń po 8-godzinnym wysiłku w pracy (która jest kombinacją stania, wspinania się po drabinie i myślenia) jest męczące, natomiast w tym tygodniu można sobie nawet pozwolić na gnicie w saunie. Cudownie! 

 A co jeszcze można robić w takim wolnym czasie? Wczoraj byliśmy na spacerze po Lesie Wolskim. Zaczęliśmy od okolic Poniedziałkowego Dołu, potem obok zoo, kopca Piłsudskiego i dalej niebieskim szlakiem (tak zwanym okrężnym) udało się zaliczyć ponad 8 kilometrów. Może brzmieć jak wyzwanie, ale zapewniam, że było super i wcale nie spociliśmy się jakoś wybitnie. Po prostu idealny, naturalny trening wśród relaksującej zieleni. Ta wycieczka poddała nam pomysł, który zrealizowaliśmy dzisiaj. 
Wybraliśmy się do krakowskiego zoo. Każdemu polecam, szczególnie w tygodniu, kiedy można wjechać własnym samochodem pod same bramy (czasem autobus nie jedzie, albo jedzie godzinę w korku, albo jest tak przepełniony, że nie zabiera pasażerów) i jest o wiele mniej zwiedzających. W spokoju można podejść do każdej klatki, postać przy każdym wybiegu tyle, na ile ma się czasu i ochoty.
Żabuti z krakowskiego zoo
Ja oczywiście najbardziej rozczulałam się nad żółwiami. Nie jest ich tam dużo, ale za to można sobie je pogłaskać w mini zoo. W budynku z gadami był też naprawdę duży żółw żabuti 
(Geochelone carbonaria), którego kiedyś bardzo chciałabym mieć. Trochę było mi go żal, bo chodził po swojej klatce w kółko, jakby miał ochotę na naprawdę konkretny spacer, niestety obawiam się, że nie był wypuszczany. Na pewno nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i pogadaliśmy sobie... tnz. głównie ja coś tam trajkotałam do niego. Ale może było mu dzięki temu chociaż trochę mniej samotnie, bo ludzie rzadko poświęcają więcej uwagi żółwiom. Dla mnie w każdym razie był wielką atrakcją. 

Może dla wielu ludzi tydzień urlopu bez konkretnego wyjazdu jest jakąś stratą czasu, ale uparcie będę broniła instytucji nicnierobienia. Czasem może dobrze jest nie mieć dalekosiężnych planów na czas wolny i skoncentrować się na odkrywaniu małych przyjemności. Jasne, że wróciłabym na gorącą Kretę, ale doceniam też ten leniwy czas. 
 Miło jest usiąść na balkonie z książką i kubkiem herbaty, czytać i głaskać co chwilę podchodzącego żółwia. Czasem, kiedy zbliża się z otwartą, różową paszczą, to muszę uciekać, ale rozumiem że to jest jakaś forma zabawy. Pielęgnujemy swoją ludzko-gadzią więź i jest nam dobrze.