niedziela, 18 grudnia 2016

Pracownicy Roku

Tak mu się spieszyło, że aż się lekko wykoleił
Długo nas nie było na blogu. Czas intensywnie leciał, codziennie wstawało słońce, mieliśmy zadania do wykonania, potem wieczór i noc, a potem wszystko od początku. Od pięknej, złotej jesieni, ostatnich promyków ogrzewających twarz, przez deszcz i śnieg przeszliśmy do bliżej nieokreślonego meteorologicznie grudnia. Ostatnie wczesne popołudnia na balkonie, a potem już tylko złudne promienie słońca oglądane przez szybę. Nasz żółw korzystał z każdej tej chwili, codziennie wciągając nas w sobie tylko znane gadzie rytuały. 
Miałam też okazję obserwować jak moi dwaj mężczyźni dogadują się, gdy są częściej tylko we dwoje w domu. Ostanie miesiące bowiem nasz żółw spędzał pomagając Andrzejowi pracować z domu. Wspaniale było rzucać co jakiś czas okiem na mmsy zawierające coraz to nowe sposoby na to, jakby tu zwrócić na siebie uwagę pracującego mężczyzny.
Najlepszy przyjaciel Twojej pięty
Czy chodzić, tupiąc cały czas po kuchni, czy kręcąc się wokół stóp, czy jawnie podgryzać pogrążonego w skupieniu Właściciela siedzącego przy laptopie. Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że w najmniej oczekiwanym momencie Majek dopnie swego i zatopi paszczę w palcu Andrzeja podczas oczywiście kluczowych negocjacji z bardzo ważnymi ludźmi. I trzeba się tu zastanowić, co by owym ważnym ludziom powiedzieć w takiej chwili. Co można poważnego odpowiedzieć na stwierdzenie, że to syknięcie z bólu i małe przekleństwo to oczywiście nie reakcja na ustalane warunki, a chęć oderwania od siebie żółwia, któremu coś padło na mózg i postanowił pokazać, że jest ważniejszy. Na szczęście nie było okazji do tłumaczeń.
Być przytulonym w piętę = bezcenne
Kto poważny przecież hoduje żółwia :-) 

Majek miał lepsze dni, kiedy po prostu zajmował się sam sobą, oraz ewidentnie te gorsze, kiedy bardzo potrzebował być z Andrzejem. Nie opuszczał ani na chwilę jego miejsca pracy, a nawet poziomu stołu z laptopem. Czasem był prawdziwym przyjacielem, który po prostu siedział przytulony do stóp, wpatrzony w mojego męża. Najczęściej po takich kilku godzinach wychodził do korytarza, chował się za butami i obserwował go z ukrycia, żeby następnie wrócić po chwili i znowu skupić na sobie uwagę. Lubił też siedzieć pod kaloryferem w tym samym pomieszczeniu i zasypiać tam w oczekiwaniu na jakiś ruch, albo skrobać w róg ściany stwarzając pozory ścigającego Cię ducha bądź innej złej istoty. Swoją drogą boję się, że gdyby takowa nas atakowała i skrobała w podobny sposób pod łóżkiem czy w ścianę, to pewnie nawet byśmy nie zauważyli i dali się zamordować. Kwestia przyzwyczajenia.
Co się gapisz ludzie tu pracują!
Moje powroty, kiedy mieliśmy jeszcze lepszą od obecnej pogodę, też były radosnymi chwilami. Teraz nie ma dnia, żebym wracała przed zachodem słońca, więc Majek najczęściej śpi już gdzieś skulony lub jest w terrarium. Ewentualnie chowa się za torbami treningowymi, żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli go zabrać na wieczorny trening.
Jak to tak bez żółwia na siłownię???

 Już widzę naszego małego - dużego żółwia jak biegnie przez salę do crossfitu kiwając na wszystkich, żeby schować się pomiędzy kolorowe kettle. Może dużo mu brakuje. Może wzrostu, siły i ogólnie bycia istotą ludzką, ale upartości na pewno by mu wystarczyło, żeby porządzić na siłowni. Bardziej niż nie jednemu znudzonemu grubasowi na diecie. Pozdrawiam wszystkich pracujących nad sobą;-)