poniedziałek, 25 stycznia 2016

Z Majkiem w mieście

Dużo ludzi uważa, że żółwia hoduje się przede wszystkim w terrarium. Ja tak nie myślę, a co ważniejsze, moje zwierzątko podziela moje zdanie. W szklanym królestwie na pewno zapewniamy bezpieczeństwo, odpowiednią ilość naświetlania, dostosowane podłoże... ale czy to nie za mało? U mnie raczej bardziej braliśmy pod uwagę to, co obserwowaliśmy u naszego pupila. Więc, jeśli Majek chce wyjść, to wychodzi. Biega po domu, balkonie,
Jak Majek zechciał zostać prezentem
podwórkach, parkach i działkach. Pewnie parkiet nie jest najlepszym podłożem do chodzenia, ale czy takie rozprostowanie nóg nie jest lepsze od zupełnego braku ruchu zimą? 


Dzisiaj jestem w domu. Koło 13.00 Majek postanowił wyjść i krzątał się koło moich nóg, kiedy robiłam obiad. Oczywiście uważałam, żeby przypadkiem na niego nie nadepnąć no i... uciekałam kiedy zbyt intensywnie wąchał moją stopę co mogło skutkować ugryzieniem. Takim dla zabawy. Majek tak czasem robi. Trochę więc mi "pomagał", a od czasu do czasu podbiegał do okna balkonowego i stukał. Chyba tęskni za możliwością spacerowania na otwartym powietrzu. 
Latem nie zawsze udaje nam się go zabierać na bezpieczną działkę poza miastem, ale w mieście też da się coś zorganizować. Chodzenie po parku też nie jest już jakąś nowością - robiliśmy to dziesiątki razy. W tamtym roku raz zabraliśmy go też pod blok na naszym

A co tu dobrego jedliście beze mnie?
osiedlu, w miejsce z fontanną. Myślałam, że będzie chciał trochę skorzystać z kropelek
Majek ucieka spod fontanny
wody (to były te upały 30+), ale akurat chyba mu to nie podeszło, bo uciekał. Chwilę sobie pochodził i wróciliśmy, bo dzieci zaczęły się trochę za bardzo nami interesować. Jak to wspominam, to chyba już lepiej, jak Majek opala się na balkonie. Przynajmniej odchodzi trema przed obcymi ludźmi. Z drugiej strony co zrobić, kiedy uszy puchną od stukania w drzwi wejściowe a mamy tylko 15 minut wolnego? Trzeba gada gdzieś zabrać i zaspokoić jego zwierzęce żądze eksploracji. 

W mieście za to łatwiej o niezbędniki do hodowania żółwia. Na szczęście zaraz po przeprowadzce znaleźliśmy świetny sklep terrarystyczny, niedaleko i w miłej okolicy do spacerowania (tak przy okazji). Podczas kupowania podłoża, lampek i roślinek (które Majek zagryza i depcze zaraz po pojawieniu się w jego terrarium), można zaznajomić się ze zwierzątkami oferowanymi przez sprzedawcę. Dzięki temu miałam szansę obejrzeć małe jaszczurki, jeżyki, a nawet wziąć węża na ręce. Kiedy jeden taki oplatał mój korpus stwierdziłam, że nie warto się uprzedzać, że są nieprzyjemne i brzydkie. Wszystko
Wejść czy nie wejść z balkonu z do domu?
nadaje się do kochania. Przecież nie spotykamy też samych atrakcyjnych ludzi na swojej drodze... i nie wymachujemy kijem na tych mniej atrakcyjnych tak z marszu;)

Ja jednak pozostanę przy żółwiach. Mam nadzieję, że w większej ilości. Kiedyś, kiedy zrealizujemy marzenie o domu z ogródkiem, zrobię sobie żółwiarnię. Pewnie już nie w mieście, chociaż mieszkanie w centrum wszystkiego, ze sklepami, pubami, siłowniami, relaksem i zabawą jest na razie bez porównania lepsze niż małomiasteczkowość. Mam porównanie i na razie nie znikam z miasta. 

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Dźwięki żółwia

Wbrew większości opinii, żółwie wydają z siebie dźwięki. Nie jest ich oczywiście dużo, ale za to mamy pewność, że kiedy coś usłyszymy, to jest to wyjątkowa chwila. 
Co może chcieć powiedzieć żółw? Chęć wejścia czy wyjścia gdzieś oczywiście (jak już pisałam wcześniej) manifestuje stukaniem, wykorzystując swój pancerz. A co wydobywa się z dzioba naszego gada? 
Syczący dziób

Majek potrafi syczeć kiedy jest na coś zły, albo kiedy nie chcemy go gdzieś wpuścić np. do opisywanej wcześniej łazienki. Widać przy tym jego niezadowolenie, często jest to połączone z atakowaniem nas i otwieraniem paszczy. Wyobraźcie sobie, jak biegnie do was taki kurdupelek na przemian sycząc i otwierając dziób. Z jednej strony boimy się, jaki szatan nagle może z niego wyskoczyć, a z drugiej jesteśmy pod wrażeniem, jak takie maleństwo może mieć aż tyle przekonania o swojej straszności. 
Zdarza mu się też kichnąć czy też tak wydobyć z siebie powietrze, że brzmi to jak "huciu" czy cokolwiek podobnego, ale tu nie zauważyłam związku przyczynowo-skutkowego z otoczeniem. Majek też ziewa. Normalnie, jak każdy z nas. Rano po przebudzeniu i w ciągu dnia, najczęściej kiedy się wygrzewa pod swoją lampką. Nie wydaje przy tym jakiegoś strasznego dźwięku, ale za to eksponuje w pełni różowość swojego języka i gardła.                                                     
Najbardziej jednak można pooglądać podniebienie Majka podczas wydawania dźwięków godowych. Podczas miłosnego rytuału nasz żółw musi naprawdę szeroko otworzyć dziób i w jakiś sposób wygina język, dzięki czemu słychać naprawdę donośne piszczenie. 
Widać, że jest to zamierzone i wymaga sporego zaangażowania z jego strony. Miłosny pisk łączy się oczywiście z odpowiednimi ruchami godowymi przeplatanymi z gryzieniem potencjalnej partnerki (w naszym przypadku odpowiednio ukształtowanej tkaniny). Majek ma tak dużą potrzebę miłości, że często jego "partnerka" nic a nic nie przypomina nawet kulistego tworu. Ostatnio interesuje się częścią okrycia naszego łóżka, która zwisa na poziomie jego wysokości. Potrafi obejść całą ramę łóżka i podgryzać wszystkie zwisające części. Natomiast w rogach, gdzie kapa dotyka podłogi, ma miejsce miłosny akt. Majek nie zważa też przy tym na pory roku - nawet zimą czuje pociąg. 
Śpi po miłosnym uniesieniu ze skarpetkami

Słuch żółwia według doniesień literatury nie jest rozwinięty na jakimś najwyższym poziomie. Posiada on jednak dwie błony bębenkowe po obu stronach głowy, więc słyszy, na co też oczywiście mam wiele przykładów. Majek na pewno jest w stanie usłyszeć swoje imię, kiedy go wołamy. Inną kwestią jest to, czy on ma akurat ochotę na to imię zareagować. Kiedy sobie chodzi po mieszkaniu, a ja głośniej go zawołam, najczęściej na chwilę przystaje i patrzy w moją stronę. Oczywiście w 99% przypadków, jeśli miał inne plany, to sobie idzie dalej. Naszego żółwia za nic nie da się namówić na posłuszeństwo.
Majek od małego pokazuje język
Kiedy wracamy z pracy do domu, na początku zazwyczaj jest cicho w naszym pokoju, ale po chwili gdy zaczynamy rozmawiać w korytarzu, z terrarium zaczyna wydobywać się stukanie świadczące o chęci wyjścia. Majek nie marnuje energii przez cały dzień - woli zareagować kiedy wie, że ktoś jest, żeby go wypuścić. Natomiast kiedy wracamy, a on jest "luzem" w mieszkaniu (i kiedy włącza mu się w mózgu jakaś lampka przywiązania czy sympatii chociaż, mam nadzieję), potrafi do nas przybiec na powitanie. Jest to chyba czasem nawet jakaś forma radości, skoro zostawia wszystkie swoje "żółwie" sprawy i chce nam wejść na stopy po całym dniu spędzanym w samotności. 

niedziela, 10 stycznia 2016

Jak rośnie żółw

Majek trafił do naszego domu pod koniec czerwca 2009. Był malutką kruszynką, która nie zakrywała środkowej części otwartej dłoni. Nigdy nie zauważamy stopniowego wzrostu, kiedy z kimś przebywamy na co dzień, dlatego wymyśliliśmy dość oryginalny sposób dokumentowania etapów rośnięcia Majka.
Przed pierwszym wspólnym Bożym Narodzeniem poddałam swojej mamie pomysł, żeby zrobiła dla żółwia na miarę... berecik. Coś, czego oczywiście nie zakładamy mu na głowę, ale na pancerz. I coś, co oczywiście nasze zwierzę po 5 minutach ściąga z siebie. Prezent wylądował nawet pod choinką i był podpisany. Niestety nie była to coroczna tradycja, nie mniej jednak doskonale pokazuje, jak dobrze wykarmiamy naszego gada. 
Bereciki Majka - ostatni stylizowany na dinozaura z Wigilii 2015
Wyobraźcie sobie również, jakie emocje wzbudzał nasz pupil w takich stylizacjach. Cała 17 osobowa rodzina na Wigiliach pękała ze śmiechu... a ja mam bezcenne pamiątki. Niestety nie zważyłam Majka po zakupie (chyba ze strachu, że jest taki malutki i może się rozlecieć od jakichkolwiek większych zabiegów), ale oceniam, że mogliśmy startować od nawet mniej niż 100g.
Zima 2011 - trufelek mu nie podszedł
Jeśli moje przypuszczenia są słuszne, to mogę się pochwalić, że w ciągu 7 lat mamy 600% wyjściowej wagi. Przy tym żółw nie jest jakiś spasiony (mimo że czasem do niego wołamy per "spaślaku"), ale coraz silniejszy, zwinniejszy, ruchliwszy i bardziej pomysłowy. Nie mogę tu nie wspomnieć, że z biegiem lat Majek jest też coraz bardziej pewny siebie i zaryzykuję stwierdzenie, że czuje się przywódcą naszej rodziny. Wchodzi wszędzie tam, gdzie chce i ze zgrozą stwierdzam, że nie zawsze trzeba mu otwierać. Budzi się i stuka rano w akwarium, żeby mu zaświecić nawet, kiedy jest weekend i chcemy dłużej pospać. Gryzie w nogi kiedy chce gdzieś przejść, a człowiek przypadkowo tam stoi - nigdy przejście obok stopy nie jest pierwszą opcją do zrealizowania.
Dinozaur rocznik 2015
Tak samo daje o sobie znać kiedy jest głodny, chce wyjść na spacer lub balkon (tu dochodzi walenie skorupą w okno balkonowe) albo... bo po prostu ma ochotę. Nie czujemy się jednak tacy bardzo "niekochani" przez żółwia. Bardzo mnie rozczulił jakiś czas temu na spacerze w parku, kiedy przebiegły obok niego jakieś dzieci, a on szybko podszedł do nas i skrył się między nogami Andrzeja. Parę razy zdarzyło mi się  zaraz po przestąpieniu progu domu, że żółw biegł do mnie na złamanie karku z końca kuchni, żeby stanąć mi na stopie. Tak po prostu. Jakby chciał się przywitać. 

Majek lubi też przestawiać przedmioty stojące na podłodze np. butelki, buty a nawet... krzesła. Choinkę i szopkę pod nią także musiał w tym roku parę razy obejść i obgryźć, żeby zaakceptować. To dłuższa historia. 
Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale zdeterminowany "mały" dużo może. Wszystkie te cechy pojawiały się u naszego gada stopniowo, wraz z biegiem lat i wzajemnego poznawania się. Zaczęło się od ugryzienia Andrzeja w ucho podczas jednego z wieczornych seansów telewizyjnych kilka lat temu. Majek też nieustannie, zawsze przy kontakcie wzrokowym, kiwa na nas jak mały
Dzisiejsze ważonko
szaleniec, który próbuje powiedzieć "tak tak tak tak"... tak w nieskończoność. Przynajmniej wiemy, że zawsze się z nami zgadza ;)

piątek, 8 stycznia 2016

Jak Majeczka nieoczekiwanie została Majkiem

Powrócę wspomnieniami do sklepu zoologicznego, kiedy nasz wybrany żółwik siedział mi już na ręce i wypełnialiśmy dokumenty legalnego zakupu. Oczywiście obejrzeliśmy go z każdej strony pod kątem zdrowia... no i też chcąc nie chcąc oceniliśmy jego ogonek. Majek był wtedy malutki, zajmował niecałą środkową część dłoni, więc wyobraźcie
Mała Majeczka w koszyku - idziemy na spacer
sobie, jak niewielkie miał też wtedy narządy płciowe. Przyznaję, że nastawiałam się na to, żeby kupić samiczkę. Nawet już chyba zaczęłam nazywać tego małego wystraszonego kamyczka per "Majeczka". Pani ze sklepu również nie wyprowadzała mnie z błędu mimo, że u tak małych żółwi najzwyczajniej nie da się określić płci. Tak więc Majeczka - dziewczynka pojechała ze mną do domu i tak sobie razem żyłyśmy przeszło 3 lata. Moja "samiczka" rosła a w raz z nią... ogonek.

Już po ślubie, kiedy przeprowadziliśmy się do miasta, można było mieć podejrzenie, że kształt ogona Majeczki nie jest trójkątny, ale coraz bardziej się wydłuża. Tłumaczyłam to sobie dobrym stanem zdrowia mojego zwierzątka. Tylko Andrzej coraz częściej się ze mnie wyśmiewał, że sobie wmawiam... no bo co tak może wystawać samicy podczas coraz częściej pojawiających się zachowań godowych? Macica? Jajniki? Długo szłam w zaparte, aż nadeszła przełomowa wiosna 2013. Wtedy usłyszeliśmy pisk. Regularne piszczenie. Nasze zwierzątko uprawiało zwierzęcą miłość z kulką skarpetek wydając z siebie odgłosy jak w National Geographic po 22.00. Co chwilkę zmieniało pozycję i podgryzało swojego flanelowego partnera. Dyszało i piszczało. 
Kwintesencja prawdziwego brudnego samca
Po tym wydarzeniu ja też przestałam się opierać wnioskom wypływającym z natury.
Duży Majek na spacerze wersja light
Zmodyfikowaliśmy imię naszego dorodnego samca na Majek. Wkrótce przekonaliśmy się, że nasz chłopczyk potrzebuje dużo fizycznej miłości. Często najbardziej prozaiczne domowe odgłosy przeszywał pisk... a potem odkrywaliśmy coraz to nowe partnerki naszego żółwia: skarpetki, kocyki, bluzy, kapcie, wystający kawałek kapy na podłodze, a w tym roku szopka pod choinką (mimo tego, że jest środek zimy). 

Przynajmniej wiem, że mam zdrowego fizycznie osobnika, skoro jego układ hormonalny daje o sobie znać. Powinnam się była zresztą domyślić, bo żółwie osiągają dojrzałość właśnie po około 5 latach. 
Myślę o partnerce dla Majka, ale trochę przeraża mnie to, że jest całkiem spory w porównaniu do żółwików, jakie spotykam w sklepach zoologicznych. A najwięcej wątpliwości budzi u mnie fakt tego gryzienia i autorytarnego stosunku nawet do nas, a co dopiero do hipotetycznej, małej żółwicy, którą moglibyśmy kupić. Aczkolwiek nie będę ukrywała, że jednym z moich marzeń jest drugi żółw. W przyszłości. 

czwartek, 7 stycznia 2016

Spacerowanie z gadem

A kuku
Na moim podwórku, odkąd pamiętam, byłam "dziewczynką z żółwiem". Praktycznie w każdy wolny, ciepły dzień zabierałam najpierw Kubę, a potem jego następcę Majka, żeby sobie trochę skorzystali z pseudo-wolności. Jeśli ktoś mnie jeszcze nie znał, to zawsze było ogromne "łaaaał a co to jest", albo spotykaliśmy mamy prowadzące za rękę lekko wystraszone dzieci i zachęcające "zobacz pani ma tu prawdziwego żółwia". Na szczęście 99% tych ludzi mimo wszystko się bało, albo miało w sobie na tyle empatii, żeby nie dotykać, ani nie tarasować drogi mojej gadzince. 
Pożeracz
Nie uważam, żeby wzbudzanie zainteresowania było dla nas dobre, więc kiedy miałam więcej niż chwilkę czasu, zabierałam żółwia na działkę. Tam w bezpiecznym środowisku i wśród znajomych twarzy mógł sobie pospacerować, pojeść i pokopać pod naszym nadzorem. Oczywiście nasz psotnik najchętniej wchodzi w grządki z warzywami żeby jak najdokładniej wybrudzić się ziemią, ale podczas mycia syczy i atakuje jak mała żmija. Nawet teraz, kiedy mieszkamy w mieście, zabieramy go tam od czasu do czasu. Mało tego - jestem co tydzień w domu rodzinnym, żeby mieć świeże i ekologiczne jedzenie dla mojej gadzinki. W tym roku zbieraliśmy aż do połowy grudnia mniszki jeszcze z najsmaczniejszymi (jak wynika z obserwacji) pąkami, ale teraz niestety musimy mu już szukać sklepowych substytutów. 
Wygrzewanie w terrarium
Pewnie nasuwa się pytanie, po co w ogóle wychodzić z żółwiem, skoro dziwnie się wygląda, żółw przy obcych mimo wszystko się trochę stresuje, a kiedy mówisz o tym znajomym z pracy, to mają ten dziwny uśmiech na twarzy. Tutaj zaczną się dywagacje na temat inteligencji żółwi, a przynajmniej mojego. Majek z biegiem czasu (i piszę to naprawdę serio) coraz więcej potrafi pokazać a nawet... wymusić. Oczywiście ma terrarium ze wszystkimi lampkami, zmienianym podłożem, specjalnie skonstruowaną przez mojego tatę kryjówką ale... jemu to nie wystarcza. Codzienny rytuał zaczyna się zapaleniem światła, nagrzewaniem, jedzeniem, a potem stukaniem skorupą o akwarium, które jest nie do zniesienia. Nawet jeśli bym uważała, że zostawienie go w tym idealnym, szklanym środowisku jest dla niego lepsze, to muszę go wypuścić, bo nie przestanie. Najczęściej odwiedza wtedy wszystkie swoje ulubione kąciki w mieszkaniu, a potem gdzieś zasypia na dłużej. Ostatnio upodobał sobie niestety podłogę pod zlewem w łazience. Musicie uwierzyć, że naprawdę staramy się tą łazienkę zamykać, ale wystarczy mała szpara, żeby Majek sam sobie pazurami odsunął drzwi (!!!) na tyle, żeby tam wejść.
Co można znaleźć w torebce....
Podobnie jest latem. Jak tylko wypuścimy Majka z terrarium, biegnie do drzwi wejściowych i tłucze się w nie niemiłosiernie, dopóki nie włożymy go do transportera i nie weźmiemy na trawkę. Ewentualnie rządzę słońca zaspokaja na balkonie, gdzie oczywiście sam potrafi wejść. Nie daj Boże, żeby zauważył, że ktoś ubiera buty w korytarzu. Wtedy to pozornie małe, nierozumne zwierzę próbuje się dosłownie zabić, żeby tylko jak najszybciej dobiec do osoby wychodzącej z domu, stanąć jej na ubieranych butach i patrzeć wysoko w stronę twarzy. Nierzadko jesteśmy w takich sytuacjach gryzieni po nogach. Wyobraźcie sobie, ile razy musieliśmy w pośpiechu zamykać drzwi patrząc, jak gadzina za nami biegnie. 
Ciepła ręka Andrzeja nie jest zła...

Teraz zimą, kiedy rano zostawiamy go w terrarium z jedzeniem, najczęściej po powrocie z pracy znajdujemy przekopane całe podłoże i Majka w najbardziej wysuniętym w stronę drzwi rogu terrarium. Nastroszonego i czekającego na wyjście, z wyciągniętą szyją wypatrującą zapalanego w pokoju światła... i wtedy zaczyna się stukanie. Kiedy już sobie pochodzi i zaśnie, najczęściej bierzemy go do siebie. Kładziemy na klatce piersiowej, otulamy kocykiem i obserwujemy, jak przeciąga się przez sen ten nasz mały złodziej ciepła. To jest chyba jeden z najmilszych sposobów oglądania wieczorem telewizji. 

środa, 6 stycznia 2016

Skąd pomysł na żółwia w domu?

Wydaje mi się, że na początku dobrze by było napisać, jak Majek trafił do mojego domu i serca... ale... pisałam wcześniej, że nie jest pierwszą gadziną w moim życiu. 
Kuba - mój pierwszy żółw
Cała przygoda zaczęła się około mojego siódmego roku życia, kiedy  to moja siostra dostała na osiemnastkę od swojego chłopaka (teraz męża od ponad 20 lat) właśnie żółwia stepowego. W tamtych czasach może nie bardzo się wszyscy orientowaliśmy, jak postępować z takim stworzonkiem, ale w miarę zgłębiania wiedzy uważam, że stworzyliśmy mu całkiem niezły dom. Kuba przeżył z nami 15 dobrych, pełnych spacerów i troski lat. W między czasie moja siostra się wyprowadziła, więc ja zostałam jego opiekunką. Kiedy pewnego wiosennego dnia wróciłam z uczelni wraz z moim chłopakiem (obecnie mężem) niestety czekała na nas okropna wiadomość - Kuba podczas spędzania czasu w trawce na działce po prostu... zesztywniał jak struna i już się nie obudził. Myślę, że to była prozaiczna starość. Nie będę się rozwijać o tym, jak straszne to było przeżycie. 
Na balkonie
Chyba nic nie mogło wypełnić po nim pustki... no chyba że nowy, mały, zielony, tupiący po podłodze przyjaciel. Po trzech tygodniach zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie tej historii z wychowywaniem żółwika od nowa. Kiedy już znaleźliśmy sklep zoologiczny, który miał żółwie (a jeszcze te 7 lat temu chyba nie było tak łatwo), mój chłopak specjalnie zerwał się z pracy i pojechaliśmy wybrać sobie przyjaciela. Ja jestem skrajnym przypadkiem niezdecydowania szczególnie, kiedy ktoś mi daje co chwilę na ręce kolejnego malusiego żółwika, który (oczywiście w mojej głowie) piszczy "wybierz mnie, wybierz mnie!". W końcu zapadła męska decyzja. Mój Andrzej powiedział:
-Bierzemy tego ruchliwego na samym dole, co go inne żółwie obsikały. A może ma po prostu wyraźny wzór na skorupie?
Tak Majeczka została włożona do wyścielonego pudełka po butach i najpierw tramwajem, a potem pociągiem podmiejskim trafiła do domu. Piszę "Majeczka", gdyż oczywiście nic a nic nie znający się na żółwiach personel sklepu zapewniał, że to samica. Hmm.. mniej więcej po dwóch latach dosadnie przekonaliśmy się, że Majeczka to nie jest odpowiednie imię... ale o tym jeszcze będzie potem. 
W porównaniu do plasterków ogórka....
Nasze maleństwo po powrocie do domu najpierw wyglądało na trochę stremowane, ale po kilku minutach zjadło, pozwiedzało mieszkanie i postanowiło poopalać się na balkonie. Byłam przekonana, że miejsce kąpieli słonecznej było dobrze zabezpieczone, a taki malusi żółw w nowym miejscu będzie spał... Wyobraźcie sobie moje przerażenie, kiedy zobaczyłam że Majeczka przedostała się na zewnętrzną stronę balkonu. Jeszcze pół kroku i znalazłaby się cztery piętra niżej... zupa żółwiowa. Nigdy w życiu chyba ręce mojej mamy tak nie drżały, kiedy sięgała po tego małego głuptaska i przeciskała go przez balkonowe barierki do wnętrza domu. Mnie oczywiście sparaliżowało ze strachu. Myślę, że to był pierwszy znak, że Majek nie należy do statycznych kamieni oglądanych przez szybę..... 
Spacer
Niedługo potem jak się bliżej poznaliśmy, a balkon został wyposażony w kamienie i doniczki, których żółw na razie nie przesuwał, Majek pokochał też spacery po działce. Oczywiście pod stałym nadzorem. Nauczyłam siebie i domowników, że w kwestiach bezpieczeństwa nie wolno ufać temu zwierzakowi. Jego pomysłowość jednak nieustannie do dnia dzisiejszego nas zaskakuje... Tak też niedługo po  historii z domniemanym samobójstwem, pewnego pięknego letniego popołudnia po powrocie do domu najnormalniej w świecie nie byłam w stanie go znaleźć. Chyba z godzinę przeczesywałam całe 40 metrów kwadratowych podłogi i nic. Mój Andrzej poszedł nawet pod blok szukać ewentualnych skutków upadku. Przerażał mnie odgłos prania w łazience - a jeśli jakimś cudem Majek zaplątał się w pranie i się tam wiruje? Odchodziłam od zmysłów. Po etapie paniki, płaczu i bezradności ktoś zupełnie przypadkiem zajrzał do szafy... a tam spod starych butów wystawała mała, zadowolona główka i rozglądała się w najlepsze. W tym momencie byłam już na serio pewna, że życie z Majkiem będzie
ciekawe. 

wtorek, 5 stycznia 2016

Powitanie


Dzień dobry!


To jest blog na temat mojej wersji życia z takim oto stworzeniem. Chciałabym pokazać, że posiadanie żółwia nie kończy się na oglądaniu "kamienia" przez szybkę terrarium. W moim domu Testudo horsfeldi jest w zasadzie odkąd pamiętam, aczkolwiek obecny na zdjęciu Majek jest moim drugim żółwiem. Wszystko przedstawię jeszcze w kolejnych wpisach. Mam dużo anegdot i historii, które mam nadzieję zmienią poglądy wielu osób na temat hodowli tych stworzeń.
Kim jestem oprócz  uwielbiającą swoje zwierzątko kobietą? Przede wszystkim żoną, z wykształcenia biologiem i (odrobinę) geologiem, natomiast z zawodu farmaceutą. Prawdopodobnie więc znajdą się tu także moje przemyślenia odnośnie wszystkiego, co mnie spotyka w życiu codziennym. Oprócz pracy lubię też poszaleć na siłowni i w kuchni.... ale może to za mocne słowa, bo nie uważam się za specjalnie szaloną - cenię sobie natomiast spokój i stałość. Liczę na to, że pisanie bloga będzie dla mnie dodatkowym treningiem otwartości i przyniesie mi wiele radości.

Pozdrawiam
J.