środa, 6 stycznia 2016

Skąd pomysł na żółwia w domu?

Wydaje mi się, że na początku dobrze by było napisać, jak Majek trafił do mojego domu i serca... ale... pisałam wcześniej, że nie jest pierwszą gadziną w moim życiu. 
Kuba - mój pierwszy żółw
Cała przygoda zaczęła się około mojego siódmego roku życia, kiedy  to moja siostra dostała na osiemnastkę od swojego chłopaka (teraz męża od ponad 20 lat) właśnie żółwia stepowego. W tamtych czasach może nie bardzo się wszyscy orientowaliśmy, jak postępować z takim stworzonkiem, ale w miarę zgłębiania wiedzy uważam, że stworzyliśmy mu całkiem niezły dom. Kuba przeżył z nami 15 dobrych, pełnych spacerów i troski lat. W między czasie moja siostra się wyprowadziła, więc ja zostałam jego opiekunką. Kiedy pewnego wiosennego dnia wróciłam z uczelni wraz z moim chłopakiem (obecnie mężem) niestety czekała na nas okropna wiadomość - Kuba podczas spędzania czasu w trawce na działce po prostu... zesztywniał jak struna i już się nie obudził. Myślę, że to była prozaiczna starość. Nie będę się rozwijać o tym, jak straszne to było przeżycie. 
Na balkonie
Chyba nic nie mogło wypełnić po nim pustki... no chyba że nowy, mały, zielony, tupiący po podłodze przyjaciel. Po trzech tygodniach zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie tej historii z wychowywaniem żółwika od nowa. Kiedy już znaleźliśmy sklep zoologiczny, który miał żółwie (a jeszcze te 7 lat temu chyba nie było tak łatwo), mój chłopak specjalnie zerwał się z pracy i pojechaliśmy wybrać sobie przyjaciela. Ja jestem skrajnym przypadkiem niezdecydowania szczególnie, kiedy ktoś mi daje co chwilę na ręce kolejnego malusiego żółwika, który (oczywiście w mojej głowie) piszczy "wybierz mnie, wybierz mnie!". W końcu zapadła męska decyzja. Mój Andrzej powiedział:
-Bierzemy tego ruchliwego na samym dole, co go inne żółwie obsikały. A może ma po prostu wyraźny wzór na skorupie?
Tak Majeczka została włożona do wyścielonego pudełka po butach i najpierw tramwajem, a potem pociągiem podmiejskim trafiła do domu. Piszę "Majeczka", gdyż oczywiście nic a nic nie znający się na żółwiach personel sklepu zapewniał, że to samica. Hmm.. mniej więcej po dwóch latach dosadnie przekonaliśmy się, że Majeczka to nie jest odpowiednie imię... ale o tym jeszcze będzie potem. 
W porównaniu do plasterków ogórka....
Nasze maleństwo po powrocie do domu najpierw wyglądało na trochę stremowane, ale po kilku minutach zjadło, pozwiedzało mieszkanie i postanowiło poopalać się na balkonie. Byłam przekonana, że miejsce kąpieli słonecznej było dobrze zabezpieczone, a taki malusi żółw w nowym miejscu będzie spał... Wyobraźcie sobie moje przerażenie, kiedy zobaczyłam że Majeczka przedostała się na zewnętrzną stronę balkonu. Jeszcze pół kroku i znalazłaby się cztery piętra niżej... zupa żółwiowa. Nigdy w życiu chyba ręce mojej mamy tak nie drżały, kiedy sięgała po tego małego głuptaska i przeciskała go przez balkonowe barierki do wnętrza domu. Mnie oczywiście sparaliżowało ze strachu. Myślę, że to był pierwszy znak, że Majek nie należy do statycznych kamieni oglądanych przez szybę..... 
Spacer
Niedługo potem jak się bliżej poznaliśmy, a balkon został wyposażony w kamienie i doniczki, których żółw na razie nie przesuwał, Majek pokochał też spacery po działce. Oczywiście pod stałym nadzorem. Nauczyłam siebie i domowników, że w kwestiach bezpieczeństwa nie wolno ufać temu zwierzakowi. Jego pomysłowość jednak nieustannie do dnia dzisiejszego nas zaskakuje... Tak też niedługo po  historii z domniemanym samobójstwem, pewnego pięknego letniego popołudnia po powrocie do domu najnormalniej w świecie nie byłam w stanie go znaleźć. Chyba z godzinę przeczesywałam całe 40 metrów kwadratowych podłogi i nic. Mój Andrzej poszedł nawet pod blok szukać ewentualnych skutków upadku. Przerażał mnie odgłos prania w łazience - a jeśli jakimś cudem Majek zaplątał się w pranie i się tam wiruje? Odchodziłam od zmysłów. Po etapie paniki, płaczu i bezradności ktoś zupełnie przypadkiem zajrzał do szafy... a tam spod starych butów wystawała mała, zadowolona główka i rozglądała się w najlepsze. W tym momencie byłam już na serio pewna, że życie z Majkiem będzie
ciekawe. 

2 komentarze:

  1. w sumie 15 lat na żółwia stepowego to mało, miejmy nadzieję że MAjek CIę przeżyje :P

    OdpowiedzUsuń