piątek, 27 maja 2016

Weterynarz po raz pierwszy

Spokojnie, spokojnie... Nikt nie ucierpiał ani nikt nie jest chory. Podczas pierwszego spontanicznego wyjścia z naszym żółwiem zauważyliśmy, że chodzi tak hmmm... na palcach. To znaczy, na pazurach. No i ten dziób taki zgięty do dołu jak nos Baby Jagi - wykonaliśmy od razu telefon do przychodni weterynaryjnej i otrzymaliśmy termin do pojawienia się ze zwierzem. Wybrałam przychodnię niedaleko mojego miejsca pracy. Rzuciła mi się w oczy ze względu na nazwę sugerującą opiekę nad gadami, no i
Pragnienie słońca - nawet tego przez szybę
przeczucie mnie nie zawiodło. 
Ta sobota była ciepła i słoneczna. Zapakowaliśmy Majka do transportera i pojechał do lekarza. Nasze zwierze zazwyczaj nie ma problemu z bezpośrednim kontaktem, natomiast gdy tylko dotknął go pan doktor, Majek pochował się jak scyzoryk. Jako że faktycznie pazury i dziób wymagały liftingu (nie był to jednak nasz próżny wymysł, ha!), lekarz zabrał Majka do gabinetu zabiegowego a my sobie czekaliśmy w poczekalni. Czy ktokolwiek  przypuszczał, bo ja na pewno nie, że dziób żółwia piłuje się wiertłem dentystycznym?? Mnie to zaskoczyło, taki też dźwięk dobiegał zza drzwi. Po kilku minutach dostaliśmy swojego gadzika z powrotem. Lekarz miał tylko jedną ripostę : 
- Macie na prawdę silnego żółwia.
-Wiemy :)))) 
Tak też przypuszczałam, że nasz temperamentny Majek nie da się z łatwością ciąć
A jak tu będę to nigdzie nie pójdziesz beze mnie??
jakiemuś obcemu:)) Weterynarz musiał się nieźle namęczyć, żeby dostać się do pazurów i dzioba naszego zwierza, a ten na sam koniec uraczył go jeszcze kupą. Wyszło z niego niezłe gadzisko. 
Resztę dnia spędziliśmy na działce. Grillowaliśmy na przemian z chodzeniem za Majkiem. Musiał na nowo odkryć każdą grządkę i kawałeczek zieleni w pobliżu. Jak jechaliśmy, jeszcze tylko przez chwilę  spoglądał na nas swoimi czarnymi oczami z wyrzutem, jak mogliśmy go oddać w ręce jakiegoś obcego robiącego krzywdę. 

Może zwierzęta to czują? Że weterynarz to mimo wszystko, niestety czasem, coś na
A jakbym się schował do torby to mnie weźmiesz?
kształt umieralni? Przed nami wychodził z gabinetu jakiś zapłakany człowiek, a za nim nasz lekarz z nieprzytomnym króliczkiem na rękach. Było mi smutno na ten widok. Czy to złe fluidy? Psy podobno to mają - skuczą i uciekają z auta, kiedy czują wizytę u lekarza (mam kilka psów w rodzinie, stąd info). A Majek? Majek chyba też ma... Tylko że z transportera nie ucieknie. No ale muszę przyznać, że mu to wyszło na dobre. Wydaje mi się, że chodzi jakoś tak mniej koślawie i wygodniej mu kąsać jedzenie. Każdemu polecam taką metamorfozę. 
Nasze zwierze ogólnie ostatnio przesiaduje na balkonie albo łazi i żebra o spacer. Chodzi nam po stopach, tuli się do butów i pcha do pozostawionych na podłodze toreb. Wszystkie zamieszczone zdjęcia tu dziś nie są ustawiane, wynikają z naturalnych
Śpioch z opiłowanym dziobem (terrarium, pod kryjówką)
skłonności naszego gada do akrobacji;) W naszym przypadku zabetonowany balkon to podstawa. Inaczej pewnie Majek by nam obgryzł nogi do kosteczek. Jesteśmy zmuszeni zostawiać go z możliwością wejścia na balkon. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz